STRONA ARCHIWALNA
Bike Jamboree

„Życie bez przygód byłoby strasznie głupie”

26 lutego – Apache Lake – Roosevelt Lake, 32km, 770m przewyższenia
https://www.strava.com/activities/2178158491
Dalszy ciąg Apache Trail. Przecudne miejsca, przepiękne widoki, nawet ten szuter nie taki straszny 😉 Po wspaniałych, niemal dzikich ostępach cywilizacja w postaci Tamy Roosevelta robi niesamowite wrażenie. Nocujemy na campingu nad Jeziorem Roosevelta. Oswajamy tą Amerykę coraz bardziej, już nawet nie jest nam straszne conocne, niedalekie wycie kojotów…
Zobaczcie ten dzień na fimie od on2wheels.pl: https://www.facebook.com/on2wheelspl/videos/396356194474530/

27 lutego – Roosevelt Lake – jakieś skrzyżowanie na autostradzie, 45km, 500m przewyższenia
https://www.strava.com/activities/2180484690
Nasze trasy składają się ze „zgórek” i z „podgórek”. Przy czym „podgórki” są stanowczo częściej, dłużej i stromiej 😉. „Zgórki” natomiast bywają czasem fałszywe. I tak było też dzisiaj, po pewnej długiej „podgórce”, niby nastąpiła „zgórka”, a żaden rower nie chciał jechać… Taka fałszywa „zgórka”… 🏔 Stwierdziliśmy, że to znak i rozbiliśmy namioty na skrzyżowaniu autostrady i naszej drogi w środku niczego 😎
Zobaczcie ten dzień na filmie od mariusza – on2wheels.pl: https://www.facebook.com/on2wheelspl/videos/2238946403028052/

28 lutego – jakieś skrzyżowanie na autostradzie – Payson, 25km, 790m przewyższenia
https://www.strava.com/activities/2182967461
Dziś będzie bardzo osobiście i emocjonalnie. Taki dzień, co zrobić… 😉 Od początku planowania naszej wyprawy wiedziałam, że jestem jej najsłabszym ogniwem 🔗 i myślę, że pozostali członkowie naszego etapu też zdawali sobie z tego sprawę. Wprawdzie próbowałam do tej pory opisywać naszą podróż obiektywnie, żeby nie wyszło, że moja subiektywna ocena sytuacji zrobi z całej ekipy marudy i słabeuszy, ale dziś nie jest mój dzień na pisanie tego, co myślą inni. Jadąc tu, wiedziałam, że nie jestem fizycznie przygotowana na żadne rekordy, najdłuższa trasa, jaką przejechałam do tej pory na rowerze to było 20 parę kilometrów dookoła Jeziora Turawskiego, czyli przewyższenie jakieś 15m i to bez sakw… Wiecie więc, co mam na myśli… Jednak ani przez chwilę nie pomyślałam, że nie dam rady, jedyne czego się bałam to, że będę opóźniać resztę ekipy i że przeze mnie nie będą mogli realizować celów, które sobie założyli, jadąc tutaj. I tak właśnie jest, ale są CUDOWNI. W odpowiednich momentach robią przystanki na drugie i trzecie śniadanie, w odpowiednich momentach udają, że już się zmęczyli i czas na postój i już prawie się nauczyli, że nie należy mnie pytać, jak się czuję i czy mi pomóc, i że absolutnie nie należy dotykać mojego roweru, chyba, że się coś w nim zepsuje, bo o tym nie mam zielonego pojęcia. Chociaż już potrafię zamontować sakwy i czasem udaje mi się samej założyć spadnięty łańcuch, i wiem już, co to jest sztyca i jarzmo… 🤣Generalnie robię postępy. Ale na trasie nie trzeba mi pomagać, zawsze dojadę, tam gdzie trzeba, wprawdzie trochę (bardzo) wolniej niż Oni, ale daję radę i tu jest naprawdę pięknie. Każda nawet najbardziej wymagająca trasa jest cudowna. Dziś na przykład miał być lajtowy dzień. Jakieś 20 parę kilometrów z naszego skrzyżowania do Payson „hajłejem”. Kilkaset kilometrów przewyższenia, ale już nie robi to na mnie wrażenia. W każdym razie miało być spokojnie. Chłopcy stwierdzili jednak, że przyjemniej będzie jechać bocznymi, lokalnymi drogami… 🤣 Asfalt skończył się bardzo szybko, niedługo później skończyła się droga szutrowa, zamieniając się w błoto i kamienie udające drogę, jakiś czas później przestały one udawać drogę. Było tylko błoto, kamienie wszelkich rozmiarów, płynąca ze szczytów woda i śnieg i to wszystko na zmianę lub razem, lub w dowolnych konfiguracjach. I jeszcze przecinające nam drogę strumienie, czasem płynące pod śniegiem, więc nie było ich widać i wpadało się po kolana do wody… No i te kilkaset metrów przewyższenia… Już nikt nie udawał, że się zmęczył, wszyscy byli padnięci, przemoczeni i ubłoceni. Większość drogi nie dało się jechać, więc pchaliśmy nasze rowerki. Cudowny, lajtowy dzień 😍
„Życie bez przygód byłoby strasznie głupie”/BiPi
(posty pisze dla was Ola )

Dodaj komentarz

Jaromir Bardzik

Jaromir Bardzik

Lider etapu 24

Geodeta. Czasami nawet, jak leży, to mierzy. Na co dzień przemierza Świat z swoją rodzinką starym busem – Pomarańczą. Tym razem padło na rower, bo czemu nie? Jest pewien, że wyprawa życia wciąż przed nim.

Mariusz Orlik

Mariusz Orlik

Uczestnik etapu 24

Zawód — programista. Z wyboru i doświadczenia — aktywny podróżnik rowerowy. Dotychczasowe wyprawy rowerowe — bliższe po Europie i dalsze po Azji — upłynęły mu pod znakiem zapierających dech widoków (piękna Gruzja i Tajlandia), rowerowych wyzwań (Wisła 1200) i testowania sprzętu rowerowego. Relacje z wypraw, porady sprzętowe, zdjęcia i filmy z tras wrzuca na bloga on2wheels.pl. Wielki fan graveli i bikepackingu. Na ulicy ogląda się za każdym rowerem.

Marek Zalewski

Marek Zalewski

Uczestnik etapu 24

Lat… dużo. „Nuda” od ponad 20 lat – przedsiębiorca w branży budowlanej. Prezes klubu kolarskiego GLKK VICTORIA i pasjonat roweru szosowego.
Dobro wraca – pomysłodawca i uczestnik charytatywnych rajdów długodystansowych na rzecz chorych dzieci po Polsce i Europie.
Biały puch – uwielbia narty biegowe i wielokrotny uczestnik Biegu Piastów na 50 km. Góry – tylko Bieszczady.
Rodzina – mąż Ewy, ojciec Kamila i Jana. Carpe diem – na kapcie, fotel i pilot przyjdzie pora, trzeba świat zdobywać.

Ola Sławek

Ola Sławek

Uczestniczka etapu 24

Mama Fantastycznej Czwórki, żona Najukochańszego, instruktor ZHP, drużynowa 13 OGZ „Bractwo Zaginionego Kufra”, fundatorka, wiceprezes Zarządu i edukator Fundacji Rozwoju Edukacji Empatycznej FREE, właścicielka i barista kawiarni „Tam i z Powrotem”, społeczniczka działająca na rzecz miasta Opola i swojej dzielnicy.  Uwielbia dzieci i pracę z nimi, pasjonuje się alternatywnymi metodami edukacyjnymi, w szczególności metodą harcerską i edukacją domową, których sednem jest działanie, samorozwój i przygoda.

Anna Studnicka

Anna Studnicka

Uczestniczka etapu 24

Z wykształcenia pedagog, zawodowo pracująca w jednej z krakowskich firm dystrybucyjnych. Pasjonatka przemierzania świata różnymi środkami transportu, z zamiłowania rowerzystka, realizująca także pasję śpiewu chóralnego. Od niedawna także świecka misjonarka (Indie) i członkini CMS.