#etap29
Ohio przywitało nas kąśliwym “what ya want, honey?” rzuconym przez kelnerkę z baru przy campingu, na którym spaliśmy. Potem nie było już nic. Zaczynamy tęsknić za krajobrazem Michigan. Kukurydza rosnąca po obu stronach drogi stała się naszym nowym przyjacielem, bo przez ostatnie 90 kilometrów nie spotkaliśmy nikogo, do kogo można by się odezwać. Coraz bardziej problematyczny staje się też upał; nasze organizmy zbyt wolno przyzwyczajają się do takiej pogody, a ponieważ kierujemy się dalej na południe, nie mamy wiele czasu, żeby się przestawić. Codziennie napotykamy też kolejne trudności do pokonania: scentrowane koło, przebita dętka, pęknięte szprychy… wielu z tych rzeczy nie udałoby nam się naprawić, gdyby nie uprzejmość i dobre serce ludzi, których spotykamy.
A właściwie to oni spotykają nas. Przypadkowy przechodzień zaprosił nas do swojego domu, gdzie pomógł naprawić złamany bagażnik. Inny nieznajomy zaoferował podwózkę do sklepu rowerowego, kiedy okazało się ze bez narzędzi do centrowania koła nie damy sobie rady. Po za tym codziennie słyszymy wiele miłych słów od osób napotkanych w sklepie czy na ulicy, co dodaje nam otuchy kiedy opuszczają nas siły. Każdego dnia uczymy się organizacji i odpowiedzialności za siebie w grupie. Choć każdy ma swoją rolę, cel jest wspólny.
I kiedy my w piątkę pokonujemy kolejny odcinek trasy, w Glen Jean Martynka od kilku dni przygotowuje dla nas bazę na 24th World Scout Jamboree – North America 2019. Jeśli myślicie, ze to taka łatwa sprawa, to jesteście w błędzie. Drugą z kolei cechą amerykańskiego społeczeństwa, którą wyraźnie dostrzegamy jest dbałość o to, aby wszystko było zgodnie z zasadami, a masowa impreza tego typu do łatwych organizacyjnie nie należy.
Dodaj komentarz