Jezioro Górne w końcu pozwoliło nam odbić na południe i nareszcie znaleźliśmy lato. Wcześniej szukaliśmy słońca, teraz szukamy cienia 🙂
Trasa wiodła malowniczym brzegiem Jeziora Górnego, widokowe zatoki po prawej przeplataliśmy wodospadami po lewej, z przerwami na poszukiwanie piktorgramów ludów Ojibwe, a noclegi wypadały nam na plażach Agawa Bay i Batchawana Bay ze spektakularnymi zachodami słońca. O tak, na koniec kanadyjskiego odcinka etapu Kanada i Jezioro Górne podkręciły wizualne atrakcje do maksimum, dla równowagi serwując nam tylko solidny podjazd do granicznego Sault Ste. Marie. Jakie Kanada oferuje przestrzenie i jaka jest tu gęstość zaludnienia niech świadczy fakt, że to pierwsze większe miasto od czasu wyruszenia z Thunder Bay. Na trasie w interiorze łatwiej niż ludzi spotkać niedźwiedzia (zagęszczenie 40-60 na 100 km2). My widzieliśmy 4 (nie licząc Kubusia Puchatka), 3 łosie, 1 jeżozwierza, 1 kolibra, stada wiewiórek i chmary brzęczących, irytujących komarów. Z Jeziorem Górnym oferującym nam te wszelkie atrakcje przez ostatnie dwa tygodnie pożegnaliśmy się nieco wcześniej w Havilland. Czas więc na przeskok nad kolejne z Wielkich Jezior.
Skoro podsumowujemy kanadyjski odcinek to też parę słów o sprzęcie, który nas wiózł. Wystarczyło tylko podokręcać szprychy, wycentrować koła, solidnie je dopompować i nasmarować łańcuchy by rowery Kross odwdzięczyły nam się bezawaryjną jazdą spisując się bez zarzutu – nie licząc tylko złamanego mocowania jednego bagażnika, który pewnie nie wytrzymał nadmiaru wrażeń i wspomnień zapakowanych w pojemne sakwy Crosso. To samo tyczy się opon CST Tires. Możemy przyznać to już oficjalnie – na całym kanadyjskim odcinku nie złapaliśmy ani jednej gumy! Oby tak dalej! Czas na USA 🙂
Dodaj komentarz