STRONA ARCHIWALNA
Bike Jamboree

Długa droga do sztafety – Iśka Marchwica

Dziecko anty-sportowe, anty-rowerowe, anty-ruchowe wyrasta na człowieka, który przejeżdża zimą Ałtaj. Ponoć winny za to jest „bakcyl Bike Jamboree”.

Dziecko anty-sportowe, anty-rowerowe, anty-ruchowe wyrasta na człowieka, który przejeżdża zimą Ałtaj. Ponoć winny za to jest „bakcyl Bike Jamboree”.

Jako 3-letnie dziecko ponoć sama siebie usypiałam śpiewając sobie kołysanki. Zresztą już wcześniej wykazywałam zdolności muzyczne. Jako dziecko-już-siedzące potrafiłam godzinami trwać w bezruchu w kojcu, cichutko nucąc idealnie czysty interwał tercji małej (dla nie-muzyków, to tak jakbyście w kółko śpiewali sam początek “Sto lat”). Nie wiem dlaczego mojej mamy to nie przerażało. Uznała mnie za muzycznego geniusza i jako taki, w wieku 4. lat trafiłam do przedszkola muzycznego. Potem były wszystkie stopnie szkoły muzycznej – początkowo słyszałam “dłonie pianistki”, potem “zadęcie oboistki”, następnie “charakter aktorki musicalowej”. Po skończeniu studiów muzykologicznych, nikt już nie usiłował mnie wcisnąć w jakieś muzyczne tory. Wiadomo było, że nie bardzo wyszło. I tylko mama załamuje wciąż ręce, że mogłam być sławnym muzykiem…

Z drugiej strony, był mój brat. Typowe dziecko podwórka. Na I Komunię Św. dostał rower (ja dostałam biżuterię), na którym godzinami jeździł z kumplami daleko poza granice osiedla. Mnóstwo czasu spędzał na łąkach za blokami, wisząc na drzewach i bawiąc się z rówieśnikami (ja przez te łąki przechodziłam, dźwigając teczkę z nutami). Podstawówkę miał dwie minuty od domu (ja dojeżdżałam do centrum) i odkad pamiętam, szukał jakiejś pasji. Może dzięki temu wyrósł na człowieka, któremu nawet jak nie wychodzi, to zawsze “jakoś to będzie”. Jego niesłabnąca wiara we własne powodzenie czasami mnie wkurza. Ja, jako wychowanka szkół muzycznych “ćwiczę do egzaminu, mam egzamin, jestem po egzaminie”, wyrosłam na człowieka wiecznie wątpiącego w powodzenie czegokolwiek. Może właśnie dlatego, w wieku siedmiu lat, kiedy podczas nauki jazdy na rowerze przejechałam jakiejś pani po nodze, uznałam, że nie będę jeździć na rowerze “bo nie”. Po prostu. Zdanie zmieniłam u progu gimnazjum, kiedy na własnej skórze doświadczyłam ograniczeń, jakie stwarzał brak tej cennej umiejętności.

Schowałam dumę do kieszeni i pomimo młodzieńczej nadwagi, zaczęłam naukę jazdy na rowerze. I chociaż nigdy nie będę w tej sztuce tak pewna, jak moi rówieśnicy, chociaż dalej, żeby ruszyć muszę sobie ustawić pedały i nie umiem jeździć na stojąco, to w jakimś stopniu jestem dumna z tej lekko przyciężkawej czternastolatki, która powiedziała sobie “No dobra… może i jesteś do niczego, ale przynajmniej spróbuj nauczyć się jeździć na rowerze, chociażby, żeby kiedyś móc uciec….”.

I uciekłam. Daleko. Aż w Ałtaj. To własnie Bike Jamboree udowodniło mi, ile mogę, jeśli tylko się postaram. Przez osiem lat prowadziłam serwis internetowy poświęcony podróżom i kulturom tradycyjnym. Etnosystem.pl zgromadziło wielu wspaniałych ludzi zainteresowanych lokalnymi tradycjami, ale też spełnianiem marzeń, poznawaniem ludzi z odległych krajów, możliwością podróży realnych, a nie tylko palcem po mapie. Mnie Etnosystem nauczył szacunku i otwartości. I przede wszystkim – zaprowadził mnie na festiwale podróżnicze, na których poznałam tych, których dziś nazywam moimi towarzyszami. Od Włóczykija na Ałtaj, od wywiadu z Ulą Ziober po rower w zimie przez Syberię, od klepania w klawiaturę po pedałowanie ostatkiem sił przez najgorsze podjazdy. Moja droga od ”nie” do “tak” była długa i kiedy dziś opowiadam o mojej przygodzie na Ałtaju podkreślam ważną rzecz: sztafeta dała mi siłę.

O autorze

+ posts

Dodaj komentarz