STRONA ARCHIWALNA
Bike Jamboree

Kelowna – Trout Creek Campsite – 70 km

Oj, człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do dobrego. A dobre znów trwało za krótko. Rano z bólem serca, ale bez bólu kolan, jemy śniadanie razem z naszym gospodarzem, który jeszcze pokazuje nam swoje zdjęcia z największym pomnikiem pieroga oraz kiełbasy, które znajdują się w Albercie. 🤣 My rewanżujemy się sugestywnym połączeniem SkyTowera z Wrocławia z pomnikiem czynu rewolucyjnego z Rzeszowa. 🤪

Wyjechaliśmy z gór, ale góry nas nie opuszczają. 🏔 Dzięki radom, kierujemy się nad Kalamaka Lake i cieszymy się malowniczym szlakiem bez samochodów. Znów doświadczamy kapryśnej kanadyjskiej pogody. Pada, później wychodzi słońce, ale zaczyna wiać w twarz, chyba po raz pierwszy walczymy z wiatrem podczas tej podróży. 🌪 Widoki zapierają dech w piersiach i mimo wszystko trochę się zazdrości tych posiadłości nad jeziorem.

Region Okanangan Valley słynie z wina 🍷 i owoców, pełno tu winnic oraz sadów. Również nazwy miasteczek nie są przypadkowe. Przemykamy przez Peachland 🍑 oraz Summerland 🏖 i zaczynamy kolejny podjazd, tym razem drogą szutrową. Znikamy z głównych arterii Okanangan Valley i znów ciężko o zasięg, sklep, czy ludzi dookoła. Wieczór spędzamy na przydrożnym miejscu postojowym. Temperatura spada do minus 8 stopni, chwila przy ognisku i pozostaje tylko zakopać się w śpiworach #PAJAK.

#dzień22
Trout Creek Campsite – Princeton – 70km

Stara rowerowa prawda mówi – jak podjechałeś, to teraz będziesz zjeżdżał. Zjeżdżał przy przepięknej pogodzie! 🌞 Ale zanim słońce wychynie zza gór, trzeba się ogrzać. Potem można zdjąć jedną z trzech warstw ubrań, albo zastąpić ją inną. Inne powiedzenie mówi: kto podczas zimowego biwaku nie bierze wody do śpiwora, ten rano nie ma co pić. 😰 I to się również sprawdza, bo mimo że sklepy są na mapie, to w rzeczywistości wszystko jest pozamykane.

Po raz kolejny zmienia się krajobraz. Znaleźliśmy się w okolicach przypominających nasze lasy nad Bałtykiem. Dużo piachu i drzew iglastych. 🌲🌲🌲 Z pagórków wyrastają szerokie pastwiska, na których mieszczą się rozległe rancza. Zjeżdżamy do Princeton, gdzie zostajemy na zakupy i obiad. To święto, bo niezbyt często zatrzymujemy się gdzieś na jedzenie. Miejscowi zaczepiają nas i ostrzegają przed temperaturą, która w nocy ma spaść poniżej minus ośmiu. Na nas już jakoś to nie robi wrażenia. 💪

Dodaj komentarz