STRONA ARCHIWALNA
Bike Jamboree

Końcówka Armenii

Końcówka Armenii, czyli jej południowy kraniec przy granicy z Iranem jest równie piękny co górzysty. Dzienne różnice poziomów przekraczają często kilometr, a 'żarka’ nie odpuszcza. Dopiero na wysokościach powyżej 2000 m n.p.m robi się chłodniej i powiewa przyjemny wiatr. W ciągu dnia stosujemy od dawna już sprawdzoną metodę odpoczynku od upału w godzinach 13:00-18:00. Wieczorem „dokręcamy” jeszcze 30-35 km i tym sposobem robimy kolejne kilometry projektu😉
Wjeżdżamy do miejscowości Kajaran, w której jeszcze do początku lat 90-tych istniała dobrze funkcjonująca kopalnia uranu. Teraz jest ona zamknięta, ludzie nie mają pracy, a miasto wygląda jak wymarłe. Bieda aż piszczy lecz miejscowi witają nas bardzo ciepło. Ktoś myje nam zakurzone rowery na myjni przy stacji benzynowej. Ktoś przynosi zimną kole, inni proponują nocleg. Po kilkudziesięciu minutach od naszego wjazdu do miasteczka wydaje się, że wszyscy już wiedzą, że tu jesteśmy. W miejscu, w którym rozbijamy namioty pojawiają się tłumy miejscowych. Choć barierą językową nie ułatwia komunikacji, próbują dowiedzieć się o nas jak najwięcej. Jednocześnie niejako dają do zrozumienia, że będą nas w nocy pilnować.
Następnego dnia wstajemy o świcie, by pokonać czekającą nas najwyższą przełęcz na trasie i zjechać na upragniony odpoczynek przed wjazdem do Iranu.
Słońce jeszcze na dobre nie wychodzi zza gór, kiedy pierwsza grupa opuszcza biwak i pnie się konsekwentnie w górę. Przełęcz Meghri na wysokości 2539 m n.p.m. osiągamy zmęczeni ale z uśmiechami na twarzach. Tuż pod przełęczą grupa irańczyków z wycieczki autokarowej bije nam brawo za wjazd. Szczególne względy uznania kierowane są do naszych najmłodszych uczestników. Irańczycy robią sobie z nami setki zdjęć, dość ciężko sie od nich odgonić.
Potężny, bo liczący prawie 2 km różnicy poziomów, zjazd z przełęczy daje w kość naszym hamulcom.
Jedziemy przez górskie bezdroża Parku Narodowego Arevik. Nie mijamy właściwie żadnych miejscowości przez kilkadziesiąt kolejnych kilometrów. Tylko góry, droga i my!
Docieramy szczęśliwie do Meghri, miejsca, w którym zaplanowaliśmy odpoczynek. Uff… 😉
The tip of Armenia, the southern tip of the border with Iran, is as beautiful as mountainous. It’s hard when daily differences in levels reach over a mile, and the fever does not pass. Only at the height of 2000 m it gets cooler and the wind blows. During the day, we have used a long-established method of resting from the heat from 1:00 to 6:00 p.m. In the evening we ride still about 30-35 km and thus we make another kilometers of the project.
We enter Kajaran, where a well functioning uranium mines existed until the early 1990s. Now it is closed, people do not have work, and the city looks like extinct. Poverty goes down but the locals greet us very warmly. Somebody washes our dusty bikes at the car wash next to a gas station. Someone else offers accommodation. After a few minutes from our entrance to the town it seems that everyone already knows that we are here. At the place where we break up, there are crowds of natives and, although their language is weak, they try to find out about us as much as possible. At the same time they give us an insight that they will be protecting us at night.
Next day we get up early to beat the biggest pass waiting for us on the route and take us to the desired rest before entering Iran.
The sun is still not good enough to come out of the mountains when the first group leaves the camp and sticks up conscientiously. We pass Meghri Pass at a height of 2539 m. tired but satisfied. Just below the mountain group of Iranians from the bus tour beats us to applaud for entry. Special attention is given to our youngest participants. The Iranians are making hundreds of pictures with us, it’s hard to get away with them.
Huge downhill of almost 2 km difference in levels, from the pass loads our brakes and muscles. We are going through the mountainous terrain of Arevik National Park. We do not actually pass any village for several dozen kilometers. Only mountains, roads and we.
We reach happily to Meghri, the place where we planned to rest and sleep two nights. Uff … 😉

Dodaj komentarz